Kolejny początek



Odkąd ostatni raz opublikowałam swój tekst w wirtualnej przestrzeni minęły prawie dwa lata…i choć wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy jeszcze kiedyś wrócę do blogowania, to tak naprawdę nie sądziłam, że chwila powrotu faktycznie nadejdzie. Jeszcze nie wiem, czy na moje szczęście, ale ona nadeszła właśnie dzisiaj i wiele wskazuje na to, iż tym razem czas mojego blogowego życia będzie wyjątkowo długi...ale na pewno nie będzie kopią poprzedniego wcielenia. Ani jego kontynuacją.

Początek.

Mijały miesiące, pory roku i lata. Zmieniałam mieszkania, dzielnice miasta, zainteresowania, studia, ludzie odchodzili, a na ich miejscu pojawiali się nowi – tyle, że w moim przypadku zmieniło się chyba wszystko i właściwie sama jestem zaskoczona położeniem, w jakim się obecnie znalazłam (Zaczynając chociażby od faktu, iż nigdy nie lubiłam Florence + The Machine i absolutnie nie rozumiałam ich fenomenu, a teraz kilka ich piosenek za każdym razem ratuje mi życie gdy wpadam w: a) furię, b) brak motywacji, c) ból codzienności…i wszystkie inne niemedialne przypadłości).
Gdzieś w połowie tego bałaganu porwała mnie całkiem nowa idea, której zaczęłam w ostatnim czasie poświęcać się bez reszty – i nie jest to ani religia, w żadnym wypadku polityka, a już na pewno nic związanego z modą. Okazało się bowiem całkiem niedawno, iż jeśli posiadasz w swojej szafie ubrania w 4-5 kolorach, to nagle wszystko do siebie pasuje i po co dalej kombinować, skoro ubranie się do wyjścia zajmuje Ci nie godzinę, a 10 minut…więc możesz o te 50 minut dłużej pospać ;) W moją ideę zaangażowane jest jeszcze kilka osób, które to zmusiły mnie do powrotu tutaj (chociaż polityczna poprawność nakazuje napisać: „zainspirowały” ;) ) i dały rewelacyjny temat, z powodu którego na nowo chcę pisać i publikować.

Temat.

Przyczyną mojego odejścia z blogosfery był nie tylko brak czasu i możliwości robienia sobie zdjęć. W pewnym momencie przestałam się też odnajdować w „ciuchowej atmosferze”. Nigdy nie czytałam śliskich magazynów dla kobiet, nie potrafiłam też godzinami przeglądać różnych blogów i szkoda mi było pieniędzy na szpilki, które co prawda pięknie wyglądały, zgrywałyby się z moimi ubraniami idealnie, a na zdjęciach wyglądały po prostu oszałamiająco…ALE wcale ich nie potrzebowałam. Po jakimś czasie bawełnianego amoku zaczęło mi brakować miejsca w szafie, w pokoju – jakikolwiek by nie był. Miałam wiele ubrań, których w ogóle nie nosiłam, przytłaczały mnie i wcale nie ułatwiały codziennych dylematów – wręcz przeciwnie. Im więcej ich miałam, tym trudniej było znaleźć coś, w czym czułam się naprawdę dobrze. W międzyczasie w blogosferze doszło do swojego rodzaju Wielkiego Wybuchu i powstała naprawdę ogromna ilość blogów w kategorii „moda”, tworzonych przez kobiety znające się na rzeczy. Przejrzałam trochę tych nowych blogów i doszłam do wniosku, że aby faktycznie prowadzić stronę o tematyce mody, trzeba mieć ocean cierpliwości, pasji, wiedzy na temat trendów i być zawsze czujnym, by czegoś nie przegapić…trzeba ciągle gonić, nabywać, wymieniać, sprzedawać, reklamować..i ja tak chyba nie potrafię na dłużej. Skoro tekstylny szał w ogóle mnie nie pociągał (nawet listy „must have” nigdy nie posiadałam ;) ), to oznaczało, że ciuchy tak naprawdę wcale nie były dla mnie takie interesujące. Ten proces trwał, znikałam z blogosfery powoli, powoli też zaczęłam sprzedawać i oddawać ubrania, a moja szafa chudła…aż osiągnęłam swoje zen, odnalazłam feng shui i przestałam zajmować się ciuchami. W wyniku tego odkrycia, obecny stan mojej szafy to tyle ubrań, ile może zmieścić się na trzech półkach i 50 centymetrach drążka na wieszaki. Jednocześnie – straciłam swój główny temat i choć zawsze miałam sporo do powiedzenia, nie sądziłam, by moje obecne zainteresowania porwały dawnych czytelników. Aż do chwili…

Dzisiaj, w nowym blogowym życiu zamierzam zajmować się różnymi kwestiami, chcę Wam też przedstawić na nowo swoją osobę (…bo chyba życiu nie domyślilibyście się, że z całą swoją nienawiścią do zbędnej ilości ruchu szczerze pokochałam…bycie bokserem i na swoich treningach namiętnie biję się z ludźmi? ;) ) i przede wszystkim - zarazić czymś, co wchłonęło mnie bez reszty i nie sądzę, by kiedykolwiek mogło mi się znudzić…
Mówię o tym <czymś> - idea, ale tak naprawdę ciężko określić, co to właściwie jest. Na pewno nie jest to żadna organizacja, praca, sport…nie jest to nawet człowiek, choć posiada jakąś formę sztucznej inteligencji. Nie pracuję dla żadnej marki, niczego nie zamierzam tu sprzedawać (…bo nie byłam też ani razu na żadnym zjeździe pod tytułem „jak zarabiać na swoim blogu” ;) ) – co moim zdaniem jest warte podkreślenia w czasach handlu fanami na facebooku.


Chciałabym, aby ten blog był swojego rodzaju dziennikiem uwieczniającym powstawanie dosyć wyjątkowego projektu. Chciałabym przedstawić Wam ludzi, z którymi pracuję nad swoją enigmatyczną ideą, i którzy wraz ze mną będą bohaterami tego bloga…no i oczywiście, najważniejsze – przedmiot całej sprawy, mojego powrotu. Mój temat, z powodu którego chcę pisać. Frigo – tak nazywam swoją ideę i tak naprawdę głównego bohatera bloga, którego narodzin będziecie tutaj świadkami. Mam nadzieję, że zaczniecie śledzić moją relację z życia Frigo i jego zespołu tak, jak odcinki The Walking Dead i przysporzy Wam to tyle zabawy, co i mi  każdego dnia. Chciałabym czasem na chwilę porwać Waszą uwagę i zaintrygować jeszcze raz. Tym razem na dłużej ;)




Cdn.












13 komentarzy:

  1. melduję się i z przyjemnością wielką czekam na rozwój wydarzeń :))
    btw, nareszcie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    Ps: Ty i boks = niemożliwe. :P Mimo, że wiem o tym od dawna nie mogę w to uwierzyć. :D

    Siostra

    OdpowiedzUsuń
  3. TAK :D A jednak się doczekałam, chociaż jeszcze w wakacje jak się spotkałyśmy we Wrocławiu twierdziłaś, że raczej nie wrócisz. Dobrze, że "kobieta zmienna jest" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale zaskoczyłaś! już myślałam, że koniec z blogiem, a tu taki wilki come back! Jestem bardzo ciekawa co to za nowa idea!

    OdpowiedzUsuń
  5. Łucja, Łucja, Łucja!
    Cieszę się, że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Baśka - nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się tutaj 'spotkamy', ale również bardzo się z tego cieszę! :)

    Venila - ja też się cieszę. Jak to kiedyś Riennahera dobrze napisała w swoim poście - blog zmusza człowieka do wielu rzeczy, których normalnie nigdy by mu się nie chciało. Czuję się mocno zmotywowana i z przyjemnością ponownie zabieram się za pisanie :)

    Siostra - całe szczęście, że mimo upływu czasu, nadal posiadam zdolność zaskakiwania ludzi :) A jeśli chodzi o boks, to jest to bardzo praktyczny sport...nagle wszyscy nabierają do Ciebie zdecydowanie większego respektu...no i już raczej nikt Ci nie powie, że np dzisiaj źle się ubrałaś :D

    Gunia - kobieta też, ale w tym wypadku raczej: "sytuacja życiowa zmienną jest" ;) ...ale to nie zmienia faktu, że cieszę się, iż prowadzę bloga na nowo, cieszę się, że zostałam zmotywowana do powrotu i mam nadzieję, że spotka mnie tutaj jeszcze wiele fajnych rzeczy :)

    Iluzoryczne momenty - ...blogosfera chyba tak szybko się mnie nie pozbędzie: nie dość, że uwielbiam pisać, to jeszcze lubię dialog z innymi użytkownikami Internetu, czytelnikami blogów i mój powrót, niczym plaga egipska, nastałby prędzej, czy później ;)

    Hedgehog Girl - jeeej, ja też się cieszę! Jest mi bardzo miło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaintrygowałaś mnie przeogromnie. Czekam na dalszy ciąg. I… Łucja, cholera! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Lemonmaoam - cieszę się bardzo, że czujesz się wciągnięta w moją misternie utkaną tajemnicę :) Wydaje mi się, że pracuję nad czymś naprawdę atrakcyjnym dla wielu ludzi i chciałabym, żeby ta idea zaraziła jak najszersze grono osób :)

    Szpiegowsky - wciąż nie mogę uwierzyć, że tyle osób naprawdę czekało na mój powrót...to niesamowicie miłe, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no właśnie, tyle czasu, a ciągle twój blog w moim blogrollu, i ciągle podglądałam czzy nie ruszyło coś dalej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tyle czasu czekałam :) ale może to i dobrze, bo warto było czekać

    OdpowiedzUsuń
  11. O, wróciłaś! Prawie Cię nie poznałam w tych pięknych lokach, ale odetchnęłam z ulgą, że nie jesteś już białogłowa.

    OdpowiedzUsuń