Ponieważ w ostatnim czasie moje alternatywne łowy obfitują w prawdziwe okazje, postanowiłam poświęcić im kilka postów, tak więc od tego momentu do co najmniej połowy marca będę się tutaj chwaliła umiejętnościami szperaczymi ;)
Na poniższych zdjęciach zobaczycie mnie w dość nietypowej fryzurze. Irokez - temat rzeka. Mój oczywiście jest tylko taką marną podróbką, ale muszę Wam powiedzieć, że naprawdę lubię tą fryzurę. Nosiłam już różowego irokeza z przygolonymi włosami w naturalnym brązie...i białego irokeza z przygolonymi włosami w kolorze śliwkowym. Teraz...znów mam ochotę na irokeza. Może w trochę mniej ekstremalnej wersji, niż kiedyś, ale mam. Myślę o lekkim skróceniu włosów, fasonie "na kogucika" i...prawdziwym, intensywnym różu. Zbyt szybko ten plan się nie ziści, bo irokez - jakikolwiek by nie był, nie jest fryzurą prostą ani w utrzymaniu, ani w pielęgnowaniu, ani w czymkolwiek! Gdy po raz pierwszy zrobiłam sobie kogucika, na samym początku w ogóle nie spałam na wznak, bo jak pomyślałam, ile czasu będę go rano musiała układać...sami rozumiecie ;)
Na tych zdjęciach irokez był koniecznością. Dopiero, gdy miałam na sobie wszystkie elementy stroju i charakterystycznego kogucika, udało się osiągnąć ten klimat, który czuję, gdy oglądam zdjęcia Vivienne Westwood z lat 70, albo słyszę "London calling". Dałabym naprawdę wiele, by móc choć na kilka godzin przenieść się do czasów, gdy na Wyspach Brytyjskich powstawały legendy rocka, gdy punk był punkiem, a noszeniu podartych jeansów, zniszczonych trampek i wymiętoszonych podkoszulków nie towarzyszyły emo grzywy i przytupywanie do Jonas Brothers.
Pod zdjęciami znajdziecie historię ciuchów, z których stworzyłam swój zestaw "gentlemana w rajtuzach", a teraz zdjęcia - bo tak na sucho, to sobie możemy mówić równie dobrze o pogodzie ;)
Zestaw "na gentlemana w rajtuzach" zawiera:
Czółenka - Deska e libera
Rajtki - lokalny sklep
Spodenki - bardzo podwinięte przeze mnie, eleganckie bermudy. H&M - sh.
Koszulka - chyba męska, bo ma niebieską metkę. H&M - sh.
Marynarka - stylizowana na smoking. Topshop. Kupiłam nową, ze wszystkimi metkami w lumpeksie za 45 zł. Z tyłu miała nalepioną cenę - 50 £. Nie ma jak cudowna jakość za grosze :D
Z przykrością stwierdzam, że nie widać mojej gigantycznej przypinki z brytyjską flagą, którą zainstalowałam sobie w butonierce, zamiast chwasta :( Pasowała mi do rajstop...;)
Czółenka - Deska e libera
Rajtki - lokalny sklep
Spodenki - bardzo podwinięte przeze mnie, eleganckie bermudy. H&M - sh.
Koszulka - chyba męska, bo ma niebieską metkę. H&M - sh.
Marynarka - stylizowana na smoking. Topshop. Kupiłam nową, ze wszystkimi metkami w lumpeksie za 45 zł. Z tyłu miała nalepioną cenę - 50 £. Nie ma jak cudowna jakość za grosze :D
Z przykrością stwierdzam, że nie widać mojej gigantycznej przypinki z brytyjską flagą, którą zainstalowałam sobie w butonierce, zamiast chwasta :( Pasowała mi do rajstop...;)
z przykrością stwierdzam, że mój irokez przy Twoim wypada słabo ;)))
OdpowiedzUsuńależ fantastyczny zestaw! i te rajstopy, no pierwsza klasa po prostu :)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem poproszę Łośka jako angielską Lady :D
OdpowiedzUsuńA Ty świetnie wyglądasz. Uwielbiam to jak potrafisz przełamac konwencję i okrasic ją swoim humorem.
W tym tygodniu mam zamiar sfinalizowac moje chęci do farbowania. Dzięki za wczęśniejsze rady.
Czaaad !
OdpowiedzUsuńAle super!!!! Wszystko tak idealnie do siebie pasuje! Jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńkoszula chyba jest z restyle ;)
OdpowiedzUsuńa stylizacja ciekawa ale najbardziej podoba mi się irokez, wprost rewelacyjny !
Noooooo :) Moja fryzura:) Choć ja nie mam takich problemów jak Ty z tym układaniem (tzn rozumiem, że chodziło o układanie tego dużego, różowego irokeza), bo mam dość podatne włosy, to czasem gdy jest wilgotno, ehhh tyle układania i nic:) Świetna jest ta koszulka! Prawie mi łzy w oczach stanęły jak zobaczyłam, że to sh... I całkowicie popieram poglądy o sieciówkach. Mnie jakoś "boli" wydawanie studenckich, marnych groszy na rzeczy drogie i często złej jakości. Ale zaczęłam to doceniać dość niedawno, nad czym ubolewam. Dziękuję za inspirację i miły wieczór z Twoim postem. Nico
OdpowiedzUsuńsuper, rajstopy są mega optymistyczne a taka fryzura idealnie tu pasuje :) W ogóle świetne masz włosy, co tu wiele mówić :)
OdpowiedzUsuńRanyyy czadowa fryzura! Kolorem już się zachwycałam, ale ten irokez po prostu WOW :D
OdpowiedzUsuńrewelacyjna stylizacja, genialna fryzura i rajtuzy, jestem pod wrazeniem, bede wpadac czesciej :)
OdpowiedzUsuńefektownie wyszły te spodenki.. ja też ostatnio podwijam i zwijam co się da :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam z tymi centrami handlowymi. Za drogo, za ciasno, za tłoczno, za duży wybór, za dużo ludzi się w tym nosi i zero radości z tego, że się wyłowiło 'perełkę'.
OdpowiedzUsuńCo do zestawu- koszulka świetna, rajstopy świetne, zresztą co się będę rozpisywać- wszystko świetne.
I bardzo Ci do twarzy w tym irokezie, sama kiedyś o takiej fryzurze marzyłam, ale mi raczej nie pasuje.
Suuuper - spodenki i rajty to moi faworyci, ale całościowo wygląda to genialnie!
OdpowiedzUsuńA irokeza chcę zobaczyć!!!!!!
Lubię Twoje włosy :) I ten t-shirt ;)
OdpowiedzUsuńmieszkasz jeszcze z kotową?:>
OdpowiedzUsuńŚwietny zestaw, bardzo rockowy, ale zdecydowanie nie w stylu Jonas Brothers ;)
OdpowiedzUsuńTwoje włosy mają fantastyczny kolor.
zamieszkam na tym blogu albo jakiś fanklub Ci założę.
OdpowiedzUsuńirokez- zajebisty! jak Ty to zrobiłaś?
a propos różu- od wczoraj mój (bardzo odrośnięty już) brak fryzury jest różowy^^ znaczy, okej, bardziej malina niż róż, ale jednak. muszę się poddać jakimś zdjęciom i zaprezentować.
w ogóle fenomenalnie wyglądasz. ale to akurat żadna nowość.
jej
OdpowiedzUsuńKREATYWNY SET! podoba mi sie strasznie:)
a gdzie masz takie sh w których można znaleźć takie cuda?!
OdpowiedzUsuńspodnie są genialne. myślałam o takich, tylko dresowych. teraz już myślę dużo mocniej. nie moge wyobrazić sobie Ciebie w tych wszystkich odcieniach na głowie, ale jakoś mnie to bardzo nie dziwi :p irokez Ci pasuje.
OdpowiedzUsuńco do szmatexów. masz sto procent racji. centra handlowe potrafię znieść raz na 2-3 miesiące. zawsze irytuje mnie ten tłok, bałagan i jednorazowe ubranka, choć i ja się na nie czasem kuszę.
p.s. nastroiłaś mnie na szpery. jutro wielka wyprawa po skarby. a jak!
genialna stylizacja i kontrasty. rajty super!
OdpowiedzUsuńesz Ty, to o endorfinach to do mnie? ;>
OdpowiedzUsuńw każdym razie zazdroszczę Ci zmysłu łowieckiego, mój ostatnio podupada. albo to te lumpeksy są złe. w każdym razie w wersji elegancko-punkowej podobasz mi się bardzo! ale żeby aż takie poświęcenie dla fryzury? i co powiedzą w Instytucie, jak Cię w różowym zobaczą? ;)
zawsze marzyłam o takiej właśnie fryzurze i takim właśnie kolorze ale ... taki irokez nigdy mi się nie chciał układać, a wybielanie włosów z moich ciemnych skutecznie mnie odwiodło od pomysłu. zazdroszczę ale pozytywnie, i podziwiam, bo jest naprawdę na co popatrzeć
OdpowiedzUsuńJUKEJKA – bez przesady. Liczą się intencje ;)))
OdpowiedzUsuńMEKINKING – te rajtki tak w ogóle, to chyba gatta jest. W każdym razie, na pewno są do kupienia w Gattcie czy innym Marilynie ;)
ANECZKA – ja i angielska lady? O matko…to by było dopiero wyzwanie! Po prostu nie wyobrażam sobie siebie w takich kwiecistych sukniach do kolan, jedwabistych rękawiczkach z torebeczką na „haku” ;D Ponieważ jestem fanką serialu „Co ludzie powiedzą” (leciał w telewizji kilkanaście lat temu, teraz czasem go odgrzewają, ale tylko jakieś podrzędne stacje…a szkoda. Genialna rozrywka), to definicja „angielska lady” automatycznie kojarzy mi się z Hiacyntą Bukiet – jeśli wiesz, o czym mówię ;) Za porady w kwestii farbowania nie musisz dziękować – zawsze służę pomocą :) No i powodzenia u fryzjera, trzymam kciuki! :D
PANI NIEMODNA – jeeeej, dziękuję! :D
ERILL – dziękuję Ci serdecznie, Erill :)
FAUN. – restyle? Nie słyszałam…a t-shirt na 100% jest z H&M – posiada wszystkie metki, z tym, że ciuchy kobiece mają czerwone metki, a ten ma niebieskie…więc chyba dla facetów, nie? ;)
Jeśli chodzi o irokeza, to naprawdę nie wiem, czemu kobiety tak boją się krótkich włosów i typowo „męskich” fryzur. One nadają im właśnie jeszcze większego pazura, eksponują kobiecość, nadają zupełnie innego wyrazu twarzy, a w zestawie z długimi kolczykami po prostu niesamowicie przyciągają wzrok. Ach…ale tych bab się nie da przekonać ;)
NICO – jest z HaMa, ale dałabym sobie uciąć co najmniej niezwykle przydatny palec zwany fakerem, że te koszulki za jakiś czas znów będą w sprzedaży, bo H&M z tego słynie, że non stop wałkuje rzeczy, które dobrze się sprzedają i nadal są "na topie". Odgrzewa je co jakiś czas w innej kolorystyce, czy wykonane z innego materiału, dlatego warto zaglądać (jak choćby nieśmiertelny tutu, który kupiłam u nich ponad dwa lata temu…i ciągle można go kupić, tylko co kolekcja, to inny kolor ;)). Koniecznie na dział męski – bo to koszulka męska, tylko S. Prawda jest taka, że ciuchy H&M z Zachodu mają znacznie lepszą jakość, niż to, co rzucają u nas w Polsce i już nie raz przekonałam się o tym na własnej skórze. Ta koszulka została wykonana z najlepszej jakości bawełny, połączonej z lycrą – jest niezwykle miękka, rozciągliwa i nawet po wielu praniach nie straciła koloru. A to, co jest u nas w HaMie, to pożal się Boże…mam od nich kilka koszulek i jedna bardziej szmatowata od drugiej :/
Gdybyś była już mega zdesperowana – możesz kupić zwykły, czarny t-shirt i jakąś białą koszulkę na szmatach, po czym wyciąć z białej odpowiednie, „smokingowe” elementy i naszyć na czarną. Sama planowałam coś takiego zrobić, tylko wersję „koszulka z kołnierzykiem i krawatem”, ale jak do tej pory nie znalazłam chęci na zabawę w szycie ;)
SANNA’S LAND OF ILLUSION – dziękuję serdecznie :))) Nie wyobrażałam sobie tutaj innych rajtek, niż szkocka krata – w końcu miało być „angielsko” ;) No i ta czerwona krata zawsze kojarzy mi się z bardzo, bardzo brytyjskimi ciuchami Westwood.
OdpowiedzUsuńLAVENDER SUMMER – kiedyś opublikowałam taki post „The story of my hairstyles” – tam możesz zobaczyć moją drugą wersję irokeza, choć jak tak sobie patrzę, to chyba teraz wyglądam w nim znacznie lepiej, niż wtedy :)
KAMCIATEK – oj, zapraszam serdecznie! :)))
FURRORA – taak, też mam manię na „zwijanie” – wywijam nogawki wszystkim krótkim spodenkom, wywijam rękawki koszulek w stylu oversize, wywijam rękawy cienkich swetrów, wywijam rękawy koszul…mania wywijania trwa ;D
KUMOWA – zgadzam się w 100%. A najbardziej to mnie irytują takie małe butiki, do których chcą nawstawiać tych wieszaków Bóg wie ile i efekt jest taki, że w jeden alejce może zmieścić się tylko jedna osoba…w sobotnie czy niedzielne popołudnie to do takiego przybytku szczęśliwości o rozmiarach wychodka nawet się nie wejdzie, grrr. A co do irokeza – krótkie włosy naprawdę działają na korzyść kobiety, dlatego nie wiem, czemu babki tak bardzo się ich boją, ale irokez…noo, nie mogę się nie zgodzić – nie każdemu pasuje.
GUNIA – tak myślałam, że spodenki pokochasz szczerą miłością, bo są w Twoim stylu…ale już niedługo zaprezentuję coś, co na pewno Ci się spodoba! :D Mojego biało-fioletowego irokeza możesz znaleźć w poście „The story of my hairstyles”.
SARA – Dziękuję Ci serdecznie :)))
ANONIMOWY – yyy, oczywiście, ale teraz trwa przerwa semestralna i każdy jest w swoim domu. No, najwyżej, że o czymś nie wiem, ale nie przypuszczam, żeby mnie dziewczyny wyrzuciły z mieszkania - za bardzo się lubimy ;D
FUCHSIA – ooo, nazwanie Jonas Brothers rockiem jest co najmniej takim wykroczeniem jak przyjście na pokaz domu mody Chanel w dresie, papilotach i bez makijażu ;D W ogóle nie wiem, jak oni się mogą mianować zespołem rockowym…te dzieci chyba ktoś powinien wysłać na koncert Rolling Stonesów, żeby mogli zobaczyć, kim nigdy nie będą – wtedy może ograniczyliby ilość głupoty w swoich wypowiedziach.
OdpowiedzUsuńNAKATA – jestem jak najbardziej za fanklubem – zrobilibyśmy sobie siedzibę główną w moim domu i co jakiś weekend „spotkania integracyjne” z duużą ilością nalewek owocowych produkcji mojej mamy ;)))
Co do irokeza – to fryz czysto chwilowy, bo moja grzywa jest zbyt długa, by z niej zrobić irokeza na stałe. Gdy umyję włosy, wysuszę je, wyprostuję i ułożę za pomocą gumy stylizującą – nie deformują się i są bardzo sztywne. Również dlatego, że usunięcie z nich koloru i regularne utlenianie zazwyczaj daje taki efekt. Wystarczyło, żebym sobie palcami zjeżyła grzywkę i popryskała lakierem do włosów. No i był ;) A zdjęcia swoich włosów musisz koniecznie wrzucić – czekam na post! :D
DARIA – skromnie zauważę, że ja zawsze jestem kreatywna, dlatego i tym razem nie mogło być inaczej ;)))
ANONIMOWY – w moim rodzinnym mieście – Koluszkach (to takie małe miasteczko pod Łodzią) oraz w Łodzi – z tym, że aktualnie bardzo rzadko tam bywam.
LUMPEXLOVER – ja zawsze odnoszę wrażenie, że te sieciówkowe ciuchy, które znajdujemy w lumpeksach mają znacznie lepszą jakość od tych sklepowych. Poza tym, w lumpeksie sweter czy koszulka wykonana z wełny merynosów, alpaki, jedwabiu, czy innego naturalnego materiału kosztuje Cię kilka groszy, a w centrach handlowych naturalne włókna ometkowane są zawrotnymi kwotami, bo nikt przecież głupi nie jest i wie, jaka jest różnica między noszeniem jedwabiu, a noszeniem poliestru. Wszystko to, co jest w cenach o zasięgu „klasy średniej”, czyli dla większości społeczeństwa ma jakość po prostu marną. Moja koszulka z HaMa wyprana raz, wygląda dosłownie jak kawałek zużytej szmaty (przy temacie zużytych szmat – ostatnio widziałam w Zarze cudowny t-shirt i nawet byłabym skłonna dać za niego te 49 zł…ale jak zobaczyłam z bliska, z czego on jest wykonany – nie miał nawet obszytych rękawów! Pomyślałam, że w lato, na przecenie będzie leżał w takiej stercie ciuchów, jak na bazarach i to jeszcze za 15,90 – byleby tylko ktoś chciał go wziąć…natychmiast nadruk stracił piękno – nie ma opcji, nie kupię, bo się rozleci po jednym praniu)…dlatego właśnie, kiedy się da - leję na centra handlowe i kupuję w lumpeksach oraz na allegro. Mimo wszystko, kupować należy nie tylko zgodnie z upodobaniami, ale i zgodnie z głową.
A co do lumpeksów – ja w tym miesiącu byłam tylko raz. Co prawda wróciłam z dwoma, olbrzymimi torbami i bardzo pustym portfelem, ale już mam taką ochotę iść znów, że ach! ;) Powodzenia w łowach!!! :)))
EL MARTINA – dziękuję Ci serdecznie :) A od kontrastów to ja jestem specjalistą. Uwielbiam je zarówno na żywo – w ubraniach, na ścianach, w przedmiotach, którymi się otaczam, jak i w grafice. Wtedy wszystko nabiera naprawdę unikalnego charakteru i doskonale oddaje moje upodobania :)
OdpowiedzUsuńBLU – haha, rozczaruję Cię, ale pisząc ten tekst, miałam na myśli tylko i wyłącznie siebie ;) Jeśli chodzi o lumpeksy we Wrocławiu, to naprawdę jest cienko – nic Ci nie podupada. Osobiście nie widziałam gorszego lumpeksu niż sieć Koala – nie dość, że drogo, to jeszcze masa zniszczonych rzeczy i takich bardzo zachowawczych. Kupiłam tam dwie rzeczy i to wcale nie jakieś perełki, w dodatku za horrendalne ceny (sweter – 28 zł, koszula – 18 zł). Więcej tego błędu nie popełnię.
Kiedy po raz pierwszy zrobiłam sobie irokeza, bardzo imponowała mi Pink, Natalie Portman z wygoloną głową i prawdziwie rockowa/punkowa muzyka – wtedy ostro słuchałam Offspringa i Green Daya, dlatego irokez był takim spełnieniem mojego marzenia o byciu prawdziwym rebelem. Miałam wtedy 15 lat i byłam jedyną dziewczyną w szkole z tak krótkimi włosami…tak więc wiesz, choćbym miała je co rano i farbować, to i tak bym to zrobiła ;) Zawsze lubiłam się wyróżniać i stawiać na swoim. A jeśli chodzi o Instytut…nie planuję różu w najbliższej przyszłości, a jeśli faktycznie już go zrobię, to nie przypuszczam, żebym się tam jakoś strasznie wyróżniała – metrowe dredloki owinięte zieloną muliną, z powpinanymi metalowymi kolczykami i dzwoneczkami są tam na porządku dziennym ;) No bo umówmy się…nikt normalny nie studiuje filologii indyjskiej czy śródziemnomorskiej ;)))
MIRIAMFASHION – dla mnie mistrzostwem świata była Twoja niezwykle mocno wystopniowana fryzura. Do dziś nie mogę się nadziwić i Twojemu pomysłowi na nią i fryzjerowi, który ją wykonał. No bo prawda jest taka, że fryzjer musiał być naprawdę zdolny, by włosy zawsze układały Ci się tak dobrze :)
Widziałęm ostatnio taką czarną koszulkę z szelkami i krawatem narysowanymi tak jak u Ciebie, szkoda, że w sklepach jeszcze takich nie ma;/ Chyba, że jestem ślepy :D Dobry ten irokez.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w całej rozciągłości co do zakupów w galeriach handlowych, jestem tam raczej częstym gościem, ale wychodzę z pustymi rękami, chyba że chodzi o biżu :)
OdpowiedzUsuńCo do zestawu - ponieważ jesteś młoda, pasuje
Tobie nawet bardziej niż bardzo, siebie sobie w tym nie wyobrażam, co nie oznacza, że nie ukradłabym Ci tej koszulki lub smokingu :)
Uwielbiam Cię czytać, świetnie podsumowujesz pewne komiczne zjawiska ("przytupywanie do Jonas Brothers", "cekinowe gacie i pełne otynkowanie twarzy" - w którymś komentarzu). To się naprawdę wżera w mózg :) Dobrze, że jest Łucja w blogosferze, bo byśmy zdechli pod warstwą lakieru. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZestaw jest rewelacyjny i bardzo mi się podoba każdy jego najdrobniejszy element.
OdpowiedzUsuńAle muszę Ci napisać, że troszkę drażni mnie w Twoich postach taka postawa "jestem-mega-alternatywna". Rozumiem jak najbardziej Twoje intencje i chęć bycia inną, oryginalną bo to rzeczywiście fajna sprawa wybić się z szarej masy. Ale po tym całym wstępie w dzisiejszym poście spodziewałam się fajererków jesli chodzi o źródło pochodzenia ciuchów (DIY, młody, zdolny projektant, szafa babci:) itp), a tu...niespodzianka: poczciwy H&M i Topshop. Cóż z tego, że z sh: to nadal najwyższa półka modowego konsumpcjonizmu. I ja nie mam nic przeciwko, ale po co w takim razie taka silna kontestacja?
Może się czepiam, ale tak mi to tylko przyszło do głowy. Jednak jak by nie patrzeć, wyglądasz rewlacyjnie:D
rządzisz!
OdpowiedzUsuńFACET W SZAFIE – co jakiś czas się pojawiają i na pewno będą jeszcze nie raz…bo po prostu są fajne ;) Tak więc musisz mieć oczy i uszy szeroko otwarte ;) No i zawsze można poszperać na allegro…może ktoś właśnie będzie miał taką do sprzedania?
OdpowiedzUsuńBIUROWA – taak, ja przed świętami poszukując prezentów gwiazdkowych byłam w galeriach handlowych przynajmniej raz w tygodniu i to jest sport zdecydowanie nie dla mnie. Nawet kiedy widzę coś fajnego, to znajomość szycia krzyczy z oddali mej głowy, że jeśli to kupię, to popełnię zamach przeciwko swojej dobrej chęci posiadania rzeczy o jakiejkolwiek jakości. No i tego jest tak dużo, że nie potrafię podjąć jednej, właściwej decyzji co do kupna wybranego ciucha, tak by później nie żałować wydanych pieniędzy…w lumpeksach czy na allegro ma się ten luksus, że rzeczy zazwyczaj nie są drogie, więc nawet gdy coś nam się znudzi po kilku razach na grzbiecie, albo po prostu dojdziemy do wniosku, że to nie nasz styl (u mnie ten argument występuje niezwykle często), to przynajmniej nie ma żalu, że się nazbyt ogołociło portfel :)
MRC – hah, bo wiesz…ponad rok w blogosferze, to jest dosyć długo. Dla mnie w każdym razie. Gdy pamiętam, jak przyjemnie luźno było tu na początku…w znaczeniu przyjacielsko, bez większych ciśnień, raczej bez reklam, bez gonienia za nie wiadomo czym, bez jakiś blogów wypisujących paszkwile…oczywiście wszystko ma „plusy dodatnie i plusy ujemne”, ale czasem, gdy patrzę jak ktoś chce być trendy i super na siłę, zamiast robić coś właśnie dlatego, że to najzwyklej w świecie lubi…i to „na siłę” wychodzi mu tak, że mi o mało ekran tu nie pęknie od ilości wylewającego się lansu i wazeliny…najczęściej takich ludzi omijam szerokim łukiem, nawet nie zmuszam się do refleksji nad takim przypadkiem, bo tego tyle chodzi po ulicach, że nie starczyłoby mi myślenia na nic innego…ale czasem, ten ludzki brak krytyki wobec samego siebie osiąga poziom „uwaga: komiczne!” i nawet ja nie poskąpię jakiegoś komentarza, albo przemycenia informacji o tym, co mnie ostatnio niezwykle rozbawiło, do swoich tekstów. Jestem konserwą w kwestii tego, co mi się podoba, a co nie i wcale tego nie ukrywam…ale już chyba lepiej mieć jakieś zdanie na dany temat i otwarcie o nim dyskutować, nie obawiając się krytyki, niż nie mieć go w ogóle.
ROBACZEK – przyjmuję Twój argument, ale…nie do tego postu. Tematem jest punk i rock…noo, jak sama przyznasz, w takim wypadku nie bardzo można mówić o wyszukaniu czegoś w szafie babci, bądź znalezieniu w domu. W każdym razie nie w moim – nikt tu w czasach PRLu nie słuchał rocka. Co do młodych, polskich projektantów – jak widzisz, nie wymieniłam ich w swoim tekście. Mam o nich zdanie niezwykle negatywne, które uformowało się na podstawie posiadanych produktów, których tu celowo nie pokazuję, by nie robić im jeszcze większej reklamy, oraz moich własnych kontaktów z nimi. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy chcą nam wcisnąć kaszankę, ale załamuję ręce, gdy widzę „młody polski projekt”, który materiał ma made in China, albo jeszcze lepiej – Ikea, wykonanie również godne litanii o przebaczenie grzechów, rozlatuje się po kilku praniach, czy intensywniejszemu noszeniu, a kosztuje standardowo – fortunę. No bo dana osoba ma przed imieniem i nazwiskiem „projektant”, nie?
OdpowiedzUsuńCo do źródła pochodzenia ubrań – każdy ma tu inne zdanie. Zgadzam się z tym, że Topshop, bez względu, czy się go kupi w sklepie, czy na allegro, czy w lumpeksie, nadal Topshopem pozostaje…ale jest pewna różnica między pójściem do sklepu, wybraniem pięciu rzeczy z najnowszej kolekcji, „zabuleniem” za nie takiej ilości pieniędzy, która wystarczyłaby na kupienie porządnych, skórzanych czy jedwabnych produktów w innym, mniej „trendy” sklepie, a znalezieniem ciucha po długich poszukiwaniach na allegro, w internetowych second handach, w prawdziwych lumpeksach i innych źródłach typu szafy.pl i SWAPy za kilka groszy. No bo nie ukrywajmy, że trzeba się koncertowo dać zrobić w balona, by pozwolić sobie na zapłacenie za marynarkę 300 zł, przy czym ilości bawełny w niej znikome, wykonanie made in China…podczas gdy jar materiału na podszewkę u Hindusów kosztuje nie więcej niż 7 zł. Pomyśl sobie, że wykonanie tego cuda kosztowało sieciówkę nie więcej niż 30, 40 zł…dlatego, gdy nie idę do sklepu i nie daję się złapać na "bo to jest teraz modne!", to chyba możemy tu mówić o alternatywnym wyborze? O wyborze w ogóle? Poza tym, uwierz mi, że wolę kupić tą sieciówkę w lumpeksie i wiedzieć, że zarobi na mnie jakiś człowiek, który musi utrzymać rodzinę, a nie korporacja, płacąca swoim pracownikom za cały dzień przy kasie zawrotną liczbę 9 zł od wystanej godziny. Minus składki i podatki. W tym momencie powinnam nazwać to „kupowaniem z głową”, a nie alternatywą, ale nie robię tego przez grzeczność dla osób, które sieciówki jednak bardzo lubią i są w nich stałymi klientami ;)
PINKSHELF – mówisz? ;) No to jest mi naprawdę bardzo miło :)
Tak, ostatnio udałam się do TkMaxx w Poznaniu i już, już miałam w rękach T-shirt od Chloe za 99 zł, ale włączyła mi się zapora, bo w czym on jest lepszy od tych z lumpeksu? Tym, że ma metkę?
OdpowiedzUsuńdłużej czytam komentarze niż post:D więc ja tak krótko i zwięzle powiem że czekam na iroka z niecierpliwością:)
OdpowiedzUsuńZestaw RE-WE-LA-CJA! Co do szperania i szukania - mam identyczne podejście, a koszulka chyba jest z działu dziecięcego, bo Borysek ma taką samą :)
OdpowiedzUsuńBIUROWA - ja w Tk Maxxie jeszcze nie byłam, ale kiedyś planuję wycieczkę krajoznawczą, by wyrobić sobie zdanie :)
OdpowiedzUsuńCo do t-shirtu...jest różnica między kupieniem ciucha z metką, który nam się naprawdę podoba, a kupieniem ciucha DLA metki, nie mniej jednak gratuluję samozaparcia. Ja czasem, będąc w sklepie, dam się złapać w sidła marki, na szczęście zdarza mi się to coraz rzadziej, bo im jestem starsza, tym mam bardziej ugruntowane poglądy i większa wiedzę o tym, na czym złapać mnie mogą.
KIWACZEK2 - ja zawsze staram się odpowiadać naprawdę wyczerpująco...aż mi znaków brakuje i muszę te odpowiedzi dzielić ;) W każdym razie mam nadzieję, że moje odpowiedzi faktycznie są sensowne i w pełni przekazują moje intencje. A co do irokeza...noo, trochę jeszcze trzeba będzie poczekać, bardzo polubiłam siwy ;)
A GOOD BUY - z dziecięcego?! O kurczę, teraz to mnie dopiero zażyłaś. Noo, nie przypuszczałabym, że ta koszulka ma taką historię ;)
"jest różnica między kupieniem ciucha z metką, który nam się naprawdę podoba, a kupieniem ciucha DLA metki" - tak, bardzo trafne spostrzeżenie.
OdpowiedzUsuńCo do samozaparcia: mam swoje ceny zaporowe na pewne artykuły i w życiu nie dam 99 zł za zwykły T-shirt, na dodatek krzywo uszyty :P
Łucjo, w sumie trochę się z Tobą zgadzam, a trochę nie:)
OdpowiedzUsuńPisząc o młodych projektantach, szafie babci itp. tak tylko rzuciłam przykładami, które przyszły mi pierwsze do głowy. Nie przywiązuję się do nich bardzo, chodziło mi raczej o źródła, które mogą być przeciwwagą, alternatywą dla świątyń konsumpcji. Bo tego się właśnie spodziewałam - po krytyce masowego konsumpcjonizmu jakimi są galerie handlowe pokazałaś ciuchy, które w większości stamtąd właśnie pochodzą.
Zgadzam się, że kupowanie w ciuchlandzie to "mniejszy ciężar winy" ;) Ale to trochę tak jak z noszeniem futer. Jeżeli czuję do tego obrzydzenie to wszstko mi jedno skąd futro jest - nowe ze sklepu, czy używanie z ciuchlandu. Jeśli byłabym radyklaną przeciwniczką wyzysku przez korporacje odzieżowe to nie tknęłabym ich rzeczy. Ale nie jestem, bo wiem, że to nierealne.
Prawda jest taka, że trudno być idealistą - w każdej dziedzinie. Bo pomyśl sobie, że kupując tą sieciówkę w ciuchlandzie poniekąd wspierasz sieciówki. Bo ciuchlandy widzą, że jest popyt na ciuchy z konkretną metką. Wolą takie ciuchy niż bezmarkowe szmatki.Takie skupują, takich szukają. I koło się zamyka.
Piszesz też o cenach - myślę, że w dzisiejszym świecie baaardzo trudno kupić coś za cenę zbliżoną do jego rzeczywistej fizycznej warości. Dlatego warto przyjąć, że jeśli ktoś płaci 300zł za badziewie, to tyle te badziewie jest dla niego warte. Jeśli ktoś zarabia masę kasy - to może nie zależy mu na tym aby nie płacić 100zł marży. W tym temacie uważam, że każdy podejmuje własne decyzje i nic mi do tego jakie one są.
A tak na marginesie - miło mi się z Tobą dyskutuje. Pozdrawiam!
Cudna koszulka, rewelacyjny irokez, ale ja nie o tym :) pamiętasz może , jaki dokładnie kolor masz na ekhem, no... na ścianie? :) Szukam takiego do pokoju, chodzi mi właśnie o taki folkowy akcent w kolorze amarant / malinowa czerwień
OdpowiedzUsuńBIUROWA – bardzo zdrowe podejście :)))
OdpowiedzUsuńROBACZEK – Ten tekst z futrami bardzo mi się spodobał, trafna uwaga :) Wiem, że chodziło Ci o źródła, ale chciałam uzasadnić, czemu te akurat mi tu nie pasowały, a czemu z niektórych nie korzystam w ogóle – bo to zawęża krąg możliwości zdobycia produktu.
Jeśli chodzi o mnie – owszem, jestem konserwą, ale nie radykalną. Głównie z tego powodu, który wymieniłaś – bez sieciówek się dziś nie da żyć, bo wszystko jest teraz sieciówką. Oczywiście istnieją jakieś małe szwalnie i butiki no name, w których sprzedają chińszczyznę najlepszej jakości (;)) i owszem, coś z tych źródeł mam w szafie, ale nie można się tam zaopatrywać bez końca, tym bardziej że oferują ubrania zachowawcze. Można by mi teraz zarzucić – „ale kiedyś ludzie żyli bez sieciówek, bez centrów handlowych i dawali sobie radę”. Dawali radę dlatego, że pomagali sobie wzajemnie, bo w sklepach panowały pustki, a każdy miał przynajmniej jedną sąsiadkę-szwaczkę. Było też znacznie więcej szewców, krawców i pokrewnych. A dziś? Dziś szwaczka jest na wagę złota, a za to, że Ci poprawi rozprute szwy w spodniach z sieciówki liczy sobie 18 zł. Tak, 18!!! Na szycie natomiast nie mam ani czasu, ani zdolności – więc odpada.
Podsumowując – na sieciówki jesteśmy poniekąd skazani. I sami je sobie wyhodowaliśmy. Ja buntuję się głównie przeciwko marnej jakości sieciówkowych ubrań za ceny z nieba i aplikowaniu ich sobie dożylnie. Wszystko jest dla ludzi, pod wyjątkiem, że mamy umiar. Tak samo jest z piciem alkoholu, paleniem, obżarstwem – zakupy niczym się tu nie różnią, bo w nich też trzeba wybrać to, co dla nas najlepsze, a nie bezkrytycznie kupować wszystko, co ma napis „New Arrival”. I to właśnie chcę ludziom przekazać – „myślcie, zanim kupicie” i „wysilcie się, nie idźcie na łatwiznę, nie dajcie się robić w balona”. Chcę im pokazać, ile przyjemności można zaznać, gdy to my robimy tą sieciówę w balona, a nie ona nas…bo, jak sama wiesz, naprawdę istnieją tacy, którzy te sieciówki sobie całkowicie bezkrytycznie, dożylnie aplikują i są wstanie nie pójść w danym miesiącu do kina, do pubu, nie wydać na ulubiony magazyn – byle kupić nową bluzkę Zary. Gdyby się choć trochę wysilili i nie byli takimi pustakami, może nie musieliby rezygnować z niczego? Gdy chodziłam do liceum, uzależniłam od allegro masę moich rówieśników i wiele przekonało się do tego, by chodzić do lumpeksów, nie ograniczając się tylko do centrum handlowego. Dzięki temu, że ja miałam stamtąd fajne ciuchy. Moja strategia sprawdziła się w praktyce, więc czemu tutaj, po odpowiednio długim mówieniu „spróbujcie, wysilcie się – nie pożałujecie”, miałaby nie zdać egzaminu i nie zniechęcić do zasilania konta wielkich koncernów, które tylko zacierają swoje rączki, wpychając nam spodnie za 170 zł, które na przecenie sprzedadzą za 30 zł i to jeszcze z zyskiem?
ROBACZEK CZ.2 - Jeśli chodzi o ciucholandy, masz rację połowicznie. Tak jest, owszem, ale głównie w większych miastach, gdzie ludzie – zazwyczaj młodzi, bezkrytyczni konsumenci gonią za metką, bo bez metki wśród swoich rówieśników są niczym. U mnie w mieście mam cztery rodzaje lumpeksów – właścicielka jednego sama jeździ do UK, Belgii, Holandii, gdzie w najczęściej outletach kupuje rzeczy nowe, z metkami, a w second handach tylko ciuchy godne uwagi. Ubrania są droższe, ale i tak w niższych cenach, niż oferują butiki w centrum handlowym. Drugi typ lumpeksu to taki, w którym właścicielka sama jedzie do hurtowni ciuchów używanych i kupuje tak zwany sort przebrany – są tam znacznie lepsze ciuchy, niż w klasycznych „worach” oraz często ma możliwości wyboru tego, co chce wziąć do swojego sklepu. Trzeci typ to ten wymieniony przez Ciebie – ciuchy mogą być zajeżdżone, znoszone do końca, poprute i rozerwane – byle miały metkę. Tragedia. No i ostatni, mój ulubiony oraz najpopularniejszy w mieście– Pani kupuje wór niesortu, a w środku masz i bawarskie stroje ludowe i koszule YSL. Ludzie kupują najchętniej w tym ostatnim właśnie dlatego, że tam nie ma rzeczy modnych, tylko są przydatne, bo stare – mają dobre materiały. Tak więc z lumpeksami niekoniecznie wszystko zależy od popytu, a raczej od właściciela i jego dostawcy…tak więc – masz wybór.
OdpowiedzUsuńANUSZKA – mój pokój jest w połowie krwistoczerwony, a w połowie ma pomarańczowy tynk śródziemnomorski ;) Ten pokój należy do Martyny – fotografa. Nie mam zielonego pojęcia, co to za farba, ale zapytam i dam znać ;)
Podoba mi się Twoja fryzurka. :)
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o lumpeksy mam tak samo, uwielbiam szukać szukać szukać, co do stylizacji, fajnie bawisz się modą, a fryzurka świetna i oryginalna :)
OdpowiedzUsuńCuuudne rajstopy! To one wprowadzają cały klimat!
OdpowiedzUsuńz pewną lekką nieśmiałością witam się i muszę sobie takie szorty zrobić:D jestem pod wrażeniem najbardziej fryzury:)
OdpowiedzUsuńAle świetna ta koszulka!! Ja też chcę taką. :D
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o włosy to to jest Twoja najlepsza fryzura jeśli chodzi o te ekstrawaganckie. :)
Jeszcze mi się podobały te czekoladowe fale... <3 Och... cudne. :)
A gdybym miała normalne włosy to bym bardzo chętnie skopiowała sobie Twoją aktualną fryzurę bo bardzo mi przypadła do gustu i kolor też. :)
Siostra
Łucja, mam nadzieję, że Cię kiedyś spotkam we Wrocławiu - koniecznie chcę się do Ciebie usmiechnąć :)
OdpowiedzUsuńbeata
Boziu, moje opóźnienie przeszło samo siebie, ominęłam 2 Twoje posty!
OdpowiedzUsuńA więc, przede wszystkim chcę powiedzieć, że mam nadzieję kiedyś tę fryzurę zobaczyć na żywo ;> chyba, że zmienisz ją do czasu, aż uzbieram na ten upragniony bilet do Wrocławia ;P hehe.
Chcę też dodać, że spodenki są megaśne, uwielbiam wszelkie tego typu szorty. kocham, kocham, kocham :D
buziaki :*
STYCZNIOOWA - dziękuję serdecznie :) Ja ją po prostu kocham ;D
OdpowiedzUsuńBEE - tak, bo widzisz...w lumpeksach najlepsze jest to, że to MY decydujemy o tym, co będziemy nosić - to nie jest nam przez nikogo narzucane, ani podtykane pod nos. Dlatego nie wyobrażam sobie życia w krajach, w których lumpeksów nie ma, a takie naprawę istnieją!
SHEEP - masz zupełną rację i o to właśnie mi chodziło. Gdyby nie te rajtki, nie ta przypinka i fryzura, strój można by potraktować jako odważną wersję czegoś elegantszego...ja natomiast chciałam czegoś naprawdę odważniejszego, co jednocześnie odzwierciedlałoby mój charakter ;)
MY WARDROBE - możesz się witać z pełną śmiałością, bo każdy jest tu mile widzianym gościem (o ile tylko spełnia warunek posiadania szeroko pojętej kultury osobistej i nie jest burakiem - ale tacy na szczęście jeszcze mi się nie zdarzyli ;))) ). Szorty - z jakiegokolwiek materiału by nie były wykonane, robi się w niecałą minutę - podwijamy, a by lepiej się trzymały, można je wewnątrz podpiąć małymi agrafkami :)
SIOSTRA - ja też się w niej czuję doskonale. Jest do mnie tak dopasowana, jak żadna wcześniej :) Chociaż, masz rację – czekoladowe fale też były w dechę ;)))
A co do koszulki, to gdy tylko zrobi się cieplej, koniecznie musisz do mnie wpaść na lumpeksową wyprawę! :D
BEATA – ależ mnie można bardzo łatwo spotkać. Grasuję w godzinach rannych i popołudniowych na trasie Szewska-Rynek i nie raz mnie tam wyłowiono z tłumu ;) Można się do mnie nie tylko uśmiechnąć, ale i nawet zaczepić. Nie będę stawiała oporu, gdy usłyszę magiczne hasło „Masz czas na kawę?” ;))) W końcu, zajęcia z badania Biblii nie uciekną…
BAŚKA – jeśli przez studia, to wybaczam…jeśli przez lenistwo, to ciężko mnie będzie udobruchać ;)))
Jeśli chodzi o irokeza, to on niestety nie jest „instalacją” na stałe – mam zbyt długie włosy. A w Krakowie i tak się pojawię po roztopach. Nie byłam w tym mieście od dwóch lat, więc taka wycieczka w Twoim towarzystwie będzie dla mnie prawdziwym relaksem :D
Szewska Rynek ? no way !
OdpowiedzUsuńja mam 'swój' Instytut na Szewskiej! musiałam już Cię minąć i się nie zorientowałam, zwalam to na mój wiek, starczy ;-)
beata
BEATA - hah, no to faktycznie - ja mam zajęcia na wydziale historycznym i kultury śródziemnomorskiej, czyli w tym "antycznym" budynku - tak z nazwy, jak i z wyglądu ;) No i jeszcze w AFie, tak więc kursuję non stop na trasie Rynek-Instytut. Jak patrzę na swój nowy plan, to stwierdzam, że wf już absolutnie nie jest mi potrzebny, bo będę biegać tylko tam i z powrotem, tak więc na pewno uda nam się spotkać ;)
OdpowiedzUsuńCzytam to wszystko z zaciekawieniem i dochodzę do wniosku, że my po prostu żałośnie mało zarabiamy... To tragedia żyć teraz w Polsce... VING TSUN.
OdpowiedzUsuń